Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę? 2022-05-15 - 24tv.ua, currenttime.tv, bbc.com W Federacji Rosyjskiej, której wojska niszczą ukraińską infrastrukturę militarną i cywilną, wybuchają i płoną zakłady zbrojeniowe, magazyny amunicji i składy paliw. Kto za tym stoi? Żadna ze stron woli nie nagłaśniać zbytnio tego tematu.
Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. He who sows the wind reaps the storm. Kto sieje wiatr, zbiera burzę. If you ask me, Aoe's a sore loser. Kto sieje wiatr, zbiera burzę. If you rule through chaos, you reap what you sow. "Kto sieje wiatr, ten zbiera burze". If we're talking about your wife, it means the chickens are coming home to roost.
"Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Jakby oni rządzili, wiatr będzie siany nieprawdopodobnie silnie, a burze będą tragiczne. Ale nie będą rządzić, będziemy rządzić my, będziemy dalej
Kto sieje wiatr ten zbiera burzę Moderatorzy: Jockey, merss. Strona 1 z 8 [ Posty: 111 ] Przejdź na stron
Tłumaczenia w kontekście hasła "kto sieje wiatr" z polskiego na angielski od Reverso Context: Zobaczyć to on musi "Kto sieje wiatr". Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
makna puisi surat dari ibu karya asrul sani. kto sieje wiatr, ten zbiera burzę po angielsku Tłumaczenie i definicja kto sieje wiatr, ten zbiera burzę, polsko - angielski słownik online. Znaleźliśmy przynajmniej 12 przykładowe zdania z kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. kto wywołuje zamęt, niezgodę, może sam paść ofiarą swoich poczynań tłumaczenia kto sieje wiatr, ten zbiera burzę Dodaj sow the wind, reap the whirlwind Proverb pl kto wywołuje zamęt, niezgodę, może sam paść ofiarą swoich poczynań who sows the wind, will reap the whirlwind pl kto wywołuje zamęt, niezgodę, może sam paść ofiarą swoich poczynań sow the wind, reap the whirlwind who sows the wind, will reap the whirlwind Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Well, you reap what you sow. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. If you call the tune, you pay the piper. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. It Sounds Like You're Reaping What You Sow. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Sow the wind, reap the whirlwind. tatoeba Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Jesli mowa o twojej zonie... " Kto sieje wiatr, ten zbiera burze ". If we're talking about your wife, it means the chickens are coming home to roost. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę He who unleashes the terror reaps the terror opensubtitles2 Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. What goes around comes around. Ale kto wiatr sieje, ten burzę zbiera! Still, whoever sows the wind must reap the storm. Literature - Kto sieje wiatr, zbiera burzę, kochanie - powiedziała Fran i wychodząc, posłała jej całusa. - No to zbieraj “If you ride the tiger, you gotta reap the whirlwind, baby,” Fran said, blowing her a kiss and twirling out. Literature To znaczy owszem, żal mi Karen, ale kto sieje wiatr zbiera burze, nieprawdaż? I mean, I feel sorry for Karen, but as you sow you certainly shall reap, don’t you think?” Literature Najpopularniejsze zapytania: 1K, ~2K, ~3K, ~4K, ~5K, ~5-10K, ~10-20K, ~20-50K, ~50-100K, ~100k-200K, ~200-500K, ~1M
Zrozumienie o co chodzi w wojnie domowej toczącej Syrię od 2011 roku wymaga zjedzenia przez przeciętnego, średnio wykształconego człowieka przysłowiowej beczki soli. Czemu jest to aż tak trudne? Winowajcą jest medialny kociokwik. Krańcowo sprzeczne komentarze medialne, zależne od "linii" danego medium – proamerykańskiej bądź prorosyjskiej – kompletnie skołowały światową opinię publiczną. Zdecydowanie przeważa linia proamerykańska, według której prezydent Baszar al-Asad to zły duch tego regionu świata, krwawy dyktator, wręcz ludobójca. Gwoli przypomnienia: dokładnie tak samo określano w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia Saddama Husajna (Irak), Muammara Kadafiego (Libia) i Hosni Mubaraka (Egipt). Syria uzyskała niepodległość w 1946 roku. Ustrój parlamentarny trwał tylko trzy lata i został obalony w wyniku puczu płk Husni az-Zaima. Był to pierwszy w świecie arabskim wojskowy zamach stanu. Przygotowały go, uwaga! – ambasada USA i Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA). Pan pułkownik Husni porządził tylko kilka miesięcy i został obalony przez Samiego al-Hinmawiego, którego wkrótce obalił Adib asz-Sziszakli. Sporo tego, jak na Bliski Wschód. Od 1970 r. Syrią przez 30 lat rządził prorosyjski Hafiz al-Asad. Rządził w sposób dyktatorski, twardą ręką, ale dzięki temu w kraju panował względny spokój. W marcu 1980 r. zapowiedział surową rozprawę z rodzącym się fundamentalizmem islamskim, co zaburzyło trwającą dekadę stabilizację. W tych latach w Syrii zaczęły rozwijać się sunnickie organizacje dążące do ustanowienia państwa wyznaniowego, takie jak Stowarzyszenie Braci Muzułmanów, Żołnierze Boga, Młodzież Mahometa, czy Islamski Ruch Wyzwolenia z centrum w Aleppo. Organizacje te uzyskiwały wsparcie finansowe z Arabii Saudyjskiej. W czerwcu 1980 r. islamscy bojownicy przeprowadzili nieudany zamach na Hafiza al-Asada. Odpowiedź prezydenta była natychmiastowa. W więzieniu w Palmyrze dokonano egzekucji 550 osadzonych tam fundamentalistów. Dwa lata później wybuchł bunt w mieście Hama. Bracia Muzułmańscy ogłosili Hamę miastem wyzwolonym i wezwali Syryjczyków do powstania przeciwko „niewiernemu” przywódcy. Ku ich rozczarowaniu, syryjskie społeczeństwo nie poparło buntu. W odwecie miasto zostało brutalnie spacyfikowane, według różnych danych mogło zginąć od 5 do 25 tysięcy osób. W 2000 r. Hafiz zmarł, a władzę po nim objął jego młodszy syn Baszar al-Asad, rządzący Syrią do dzisiaj. Kontynuował politykę ojca, polegającą m. in. na laicyzacji państwa, zwalczaniu islamskiego ekstremizmu i sojuszu z Rosją. Względny spokój trwał do 2011 r., kiedy na fali Arabskiej Wiosny wybuchła w Syrii rewolucja. Do konfliktu, wywołanego przez masowe demonstracje, dołączyły organizacje terrorystyczne oraz bojownicy Hezbollahu. W latach 2014 i 2015 włączyły się nowe strony: ISIS, USA, Rosja i Iran. Od jesieni 2012 r. trwa kontrofensywa sił rządowych, które ostatnio odzyskały kontrolę nad wieloma strategicznymi miastami. To musiało wywołać duży niepokój na Zachodzie, który, podobnie jak w przypadku Libii oraz Iraku, straszy świat posiadaniem i używaniem przez syryjski reżim broni chemicznej, dążąc tym samym do interwencji zbrojnej, obalenia Baszara al-Asada i wprowadzenia w Syrii demokracji. Jak wygląda demokracja wprowadzana przez Zachód na Bliskim Wschodzie, przekonali się na własnej skórze Irakijczycy, Libijczycy i w pewnym stopniu Egipcjanie. Kto pierwszy podpalił lont i doprowadził do wybuchu Arabskiej Wiosny, która kompletnie zdestabilizowała ten region świata? Panowie George „Dablju” Bush i Tony Blair, którzy bezczelnie łgali, że są w posiadaniu niepodważalnych dowodów na istnienie w Iraku broni masowego rażenia. Pamiętam jak Blair kłamał w żywe oczy, zapewniając świat, że ma na to twarde dowody. Jak bardzo były one "twarde", informuje opublikowany w 2016 r. raport, poświęcony udziałowi Wielkiej Brytanii w interwencji zbrojnej NATO w Iraku, przygotowany przez niezależną komisję śledczą pod kierownictwem Johna Chilcota, byłego stałego wiceministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii. Raport jest miażdżący tak dla Blaira – łgarza, jak i jego amerykańskiego koleżki Jurka Dablju Busha, zaleczonego alkoholika. Saddam pewnie rządziłby do dzisiaj, gdyby nie miał u siebie ropy naftowej. Kim Dzong Un, zbrodniarz nad zbrodniarze, niepodzielnie rządzi Koreą Płn. i jakoś nie ma na niego bata. Dlaczego w tym kraju żywych trupów nie doszło jeszcze do zbrojnej interwencji NATO, obalenia zbrodniarza i wprowadzenia demokracji? Bo kraj ten – poza milionami głodujących nędzarzy – nie posiada żadnych bogactw naturalnych. Ropa Saddama od lat była solą w oczach szefów koncernów paliwowych ściśle powiązanych z rządami Wielkiej Brytanii i USA. Pod płaszczykiem niesienia demokracji, strącenia z piedestału satrapy i zlikwidowania rzekomego niebezpieczeństwa płynącego z posiadania przez niego broni masowego rażenia – Amerykanie i Anglicy najechali Irak, obracając to bogate państwo w morze ruin i krwi. Pomogli im w tym mamieni obietnicami uczestniczenia w podziale bogatych łupów frajerzy, m. in. wysłani przez polski rząd żołnierze z orzełkami na czapkach. Z obietnic nic nie wyszło. Przepraszam, chyba jednak coś wyszło. My, Polacy, wyszliśmy na irackiej awanturze jak Zabłocki na mydle. Mimo skrupulatnych poszukiwań nie znaleziono w Iraku broni masowego rażenia. Armia iracka poszła w rozsypkę, wyszkoleni oficerowie zostali pozyskani przez terrorystyczne ugrupowania, które rosły w siłę. W pewnym momencie marzenia o przejęciu szybów naftowych prysły niczym mydlana bańka. Trzeba było znaleźć kolejny cel. Padło na także bogatego w ropę Muammara Kadafiego, który, choć dyktator, uczynił z Libii kraj mlekiem i miodem płynący. Było tam tyle pieniędzy, że przemysłu nie budowano własnymi rękami, lecz siłami wynajmowanych do tego celu obcokrajowców. Na libijskie budowy wyjeżdżały tysiące polskich inżynierów, architektów i robotników. Libijska młodzież mogła za darmo kształcić się na paryskiej Sorbonie. Libijskie kobiety mogły pracować w wojsku i w policji. Słowem, nowoczesne, przyjazne dla swoich i obcych islamskie państwo. Zostało ono przez USA oraz ich satelitów zburzone, a sam Muammar brutalnie zamordowany. Potem zaczęło się w Syrii, powstało tam Państwo Islamskie i dzisiaj mamy to, co mamy. Dopóki Irakiem i Libią rządzili żelazną ręką dyktatorzy, panował tam spokój. Bo w tym regionie żelazna dłoń to podstawowy atrybut sprawowania władzy, czego Zachód nie rozumie albo udaje, że nie rozumie. Tamtejszą dzicz da się bowiem utrzymać w ryzach wyłącznie siłą. Dasz trochę luzu oraz demokracji i z miejsca powstaje Państwo Islamskie, nie szanujące niczego i nikogo. Dlatego do prób obalenia Baszara podchodzę z dużą rezerwą. Większość mediów trąbi jakoby prezydent Syrii był w swoim kraju ogólnie znienawidzony, podobnie jak jego ojciec, więc powinien odejść. Nie jest to czysta prawda. Bardzo celną uwagę na ten temat wygłosił ostatnio patriarcha Libanu – kardynał Bechara Rai. Jego zdaniem, wojna w Syrii nadal trwa ze względu na międzynarodowe interesy, dlatego żadna ze stron nie dąży do zakończenia konfliktu. Patriarcha nie przyjmuje tłumaczeń jakoby przedłużająca się wojna miała na celu zaprowadzenie w Syrii demokracji. Przypomina, że już wcześniej tę samą wymówkę zastosowano w Iraku. – Jeśli światowe potęgi chcą demokracji, to najpierw same muszą zacząć wprowadzać ją w życie – spuentował kardynał swoje wystąpienie w Radiu Watykańskim. – Jeśli zaś chcą wiedzieć, jaki los czeka Baszara al-Asada, powinny wysłuchać Syryjczyków i zobaczyć czego oni sami chcą. Święte słowa, księże kardynale. Wszak to, że nie wszyscy Syryjczycy uważają Baszara al-Asada za śmiertelnego wroga, potwierdza choćby ich wstrzemięźliwość podczas islamskiego buntu w mieście Hama, kiedy nie poparli fundamentalistów i stanęli murem za swoim prezydentem. To całe gadanie o demokracji w Syrii, broni chemicznej, zagrożeniu dla wolnego świata jest mgłą i dziadowskim picem. Kiedy słucham sensacyjnych doniesień o zagrożeniach oraz o potrzebie natychmiastowej interwencji zbrojnej, mającej na celu obalenie Baszara, to tak, jakbym cofnął się o kilkanaście lat i słuchał łgarstw Blaira. Kropka w kropkę ta sama retoryka. Rosja twierdzi, że atak chemiczny w mieście Duma był amerykańską prowokacją. Po tym, co stało się kiedyś w Iraku, jestem skłonny uwierzyć w rosyjskie wyjaśnienia, choć Rosjanie są w tym konflikcie tak samo wiarygodni jak Amerykanie i Anglicy. Kluczem do zrozumienia konfliktu w Syrii jest rynek gazu. To przez Syrię miał płynąć do Europy gaz ze wspieranego przez USA emiratu Katar, gdzie żyje najbogatsze społeczeństwo świata. Plany gazociągu powstały w 2009 r., co spowodowało ostrą reakcję Rosji, obawiającej się utraty monopolu przez Gazprom. Do gry włączył się popierany przez Rosję Iran, który posiadał własny plan gazociągu mającego przebiegać przez... Syrię. Finansująca dotychczas operacje zachodnich sojuszników w Syrii Arabia Saudyjska powoli wycofuje się, ponieważ po gwałtownym spadku ceny ropy naftowej w 2014 r. Rijad musiał wydać 200 mld dolarów z rezerwy walutowej na ratowanie własnej gospodarki. Może być ciekawie. Dolary, dolary, ropa, gaz... I tak w koło Macieju. Dzisiejszy świat jest jaki jest. Mocarstwa przede wszystkim dbają o własne interesy. Dla nich interesy narodu syryjskiego zupełnie się nie liczą. Nie wierzmy więc w bałamutne bredzenie polityków przekazywane nam za pośrednictwem usłużnych mediów.
Z Wikisłownika – wolnego słownika wielojęzycznego Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwaniakto wiatr sieje, zbiera burzę (język polski)[edytuj] wymowa: IPA: [ˈktɔ ˈvʲjatr̥ʲ ˈɕɛ̇jɛ ˈzbʲjɛra ˈbuʒɛ], AS: [kto vʹi ̯atr̦ʹ śėi ̯e zbʹi ̯era buže], zjawiska fonetyczne: zmięk.• wygł.• podw. art.• denazal.• zmięk. międzywyr.• i → j znaczenia: przysłowie polskie ( kto mąci, sieje zamieszanie i zamęt naraża się na niemiłe konsekwencje swych własnych poczynań odmiana: przykłady: składnia: kolokacje: synonimy: antonimy: hiperonimy: hiponimy: holonimy: meronimy: wyrazy pokrewne: związki frazeologiczne: etymologia: uwagi: inna wersja: kto sieje wiatr, ten zbiera burzę tłumaczenia: zobacz listę tłumaczeń w haśle: kto sieje wiatr, ten zbiera burzę źródła: Źródło: „ Kategorie: polski (indeks)Polskie przysłowiaUkryte kategorie: polski (indeks a tergo)Wymowa polska - zmiękczenieWymowa polska - utrata dźwięczności w wygłosieWymowa polska - podwyższona artykulacjaWymowa polska - denazalizacjaWymowa polska - zmiękczenie międzywyrazoweWymowa polska - wymowa i jako /j/
Postawa otwartości na drugiego człowieka, nawet, jeżeli ma inny kolor skóry, mówi innym językiem, pochodzi z innej kultury, jest naturalną cechą ludzi wierzących. "Kto sieje wiatr zbiera burzę" twierdzi przysłowie, zbudowane na cytacie starotestamentowym. To, że wychowanie ma wielki wpływ na przyszłość człowieka jest truizmem. A jednak, mimo oczywistości tej prawdy, często nie przywiązujemy należytej wagi do procesu wychowania albo, wręcz odwrotnie staramy się tak ukształtować procesy i systemy wychowawcze, by osiągnąć jakiś zamierzony cel. Czasami dziecko w procesie wychowania otrzymuje sprzeczne komunikaty dotyczące systemów wartości. W przedszkolu czy w szkole słyszy coś innego niż w domu. Trudno chyba jednoznacznie ocenić, jakie to przyniesie w przyszłości skutki. Odpowiedzialność za przyszłość młodego pokolenia w lwiej części ciąży na przywódcach narodów. Mam tu na myśli także tych wszystkich, którzy poprzez zajmowaną pozycję, posiadany autorytet mogą swoimi wypowiedziami, czy prezentowaną postawą wpływać na poglądy innych. Na pewno do tego grona należy zaliczyć polityków, dziennikarzy, artystów, naukowców, nauczycieli i duchownych. Nasze elity nie tylko odpowiadają za to, co dzieje się tu i teraz, ale także za to, w jakim świecie będziemy żyli w przyszłości. Dla poparcia tej tezy wystarczy odwołać się do znanych przykładów. Stosunki pomiędzy Francją i Niemcami przez ostatnie 50 lat były przyjacielskie. A przecież przez całe poprzednie stulecia charakteryzowały się wrogością i wojnami. Po drugiej wojnie światowej, postawiono na pojednanie pomiędzy narodami, a co się z tym wiąże wprowadzono politykę integracji obywateli poczynając od ludzi młodych. W tym celu utworzono Niemiecko-Francuską Wymianę Młodzieży, dzięki której poznały się miliony młodych Francuzów i Niemców. Bardzo ważnym elementem było zachęcanie lokalnych społeczności miast i regionów do zawiązywania partnerstw. Jednak, aby do tego doszło, przez kilka lat przygotowywano się do spektakularnego wydarzenia, jakim było podpisanie 22 stycznia 1963 r. Traktatu Elizejskiego przez prezydenta Charlesa de Gaulle i kanclerza Konrada Adenauera. Znaczący był symboliczny gest podania rąk i wzajemnego objęcia się tych mężów stanu. Regularne spotkania szefów rządów, ministrów i urzędników wysokiego szczebla miały zagwarantować realizację Traktatu. W relacjach polsko-niemieckich mieliśmy również wielu przywódców, których odwaga doprowadziła do obecnych, dobrosąsiedzkich relacji. Wspomnieć należy Memorandum Wschodnie z 1 października 1965 r. przygotowane przez teologów ewangelickich, które między innymi stawiało postulat uznania granic na Odrze i Nysie i nawoływało do pojednania, czy też list polskich biskupów katolickich, ze słynnym zdaniem: Przebaczamy i prosimy o wybaczenie (dosłownie: "udzielamy wybaczenia i prosimy o nie"), który powstał w reakcji na Memorandum. Orędzie biskupów zostało wystosowane 18 listopada 1965 r. podczas obrad II soboru watykańskiego, a podpisało je 34 biskupów na czele z kardynałem Stefanem Wyszyńskim i ówczesnym arcybiskupem metropolitą krakowskim Karolem Wojtyłą. Co ważne, inicjatorem listu i jego autorem był przyszły arcybiskup wrocławski Bolesław Kominek. Chciałbym bardzo mocno podkreślić, że w obu przypadkach, zarówno pojednania francusko-niemieckiego i polsko-niemieckiego, znaczącą rolę odegrały Kościoły. I jest to bardzo naturalne, bo jako wyznawcy Chrystusa, niezależnie od konfesji, jesteśmy zobowiązani do naśladowania Mistrza. A On wzywa do miłości. Miłości, która ma dotyczyć nie tylko najbliższych, ale też tych "obcych", obejmuje nawet nieprzyjaciół. Miłość jest orężem niesienia Dobrej Nowiny o Bogu, "który tak bardzo ukochał świat, że Syna swego dał, aby każdy, kto w niego wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny" (Jan Postawa otwartości na drugiego człowieka, nawet, jeżeli ma inny kolor skóry, mówi innym językiem, pochodzi z innej kultury, jest naturalną cechą ludzi wierzących. I nie chodzi o deklaracje słowne, tylko o czyn, bo "po owocach i po miłości poznają, że jesteście moimi uczniami", nauczał Chrystus. Dlatego zawsze będę apelował, aby wychowywać dzieci i młodzież w szacunku do drugiego człowieka. Zachęcać je do tego, aby zdobywali wiedzę i mądrość, aby poznawali świat i ludzi, aby byli otwarci. Taka postawa nie jest objawem słabości, a w wręcz odwrotnie: pokazuje odwagę i moc. Oby w wyniku takiego wychowania w przyszłości pojawili się ci, którzy swoją postawą będą przypominali takie postacie jak ks. Martin Niemöller, Charles de Gaulle, Konrad Adenauer, Tadeusz Mazowiecki, kardynał Wyszyński, Willy Brandt. Bp Jerzy Samiec - polski biskup luterański, zwierzchnik Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, prezes Polskiej Rady Ekumenicznej. Tekst ukazał się pierwotnie na jego blogu
Londyn, Birmingham, Manchester, Edynburg, Bristol, Lincoln, York – to brytyjskie miasta, które odwołały już swoje jarmarki bożonarodzeniowe. Podobnie jarmarki odwołują miasta w większości krajów Europy, również tam, gdzie pandemia nie jest tak groźnym problemem, jakim stała się w Polsce. Olsztyn? Tu władze miasta o rezygnacji z takiego jarmarku milczą – na razie plan jest taki, że jarmark jednak się oczywiście nieprawda – nie będzie jarmarku, jeżeli druga fala pandemii w Polsce potrwa choć trochę dłużej. Dzienna liczba zakażeń osiąga już poziom 30 tysięcy osób w skali kraju i ani myśli się zatrzymać – z pewnością jeszcze przez wiele tygodni będziemy odczuwać skutki marszów tzw. Strajku Kobiet oraz organizacji LGBT z niewiadomych powodów również protestujących przeciwko rezygnacji z aborcji eugenicznej, choć przecież homoseksualistów aborcja nie dotyczy zupełnie. Jednak oficjalna informacja o rezygnacji z jarmarku obędzie się pewnie w ostatniej chwili – tak, aby handlowcy nastawieni na wykorzystanie przedświątecznego okresu, boleśnie odczuli, jak ich handlowe i finansowe plany biorą w łeb. Winny będzie oczywiście rząd, który wprowadza kolejne restrykcje i grozi lockdownem, a może nawet go wprowadzi. I to obecny prezydent miasta wskaże tego winnego palcem. – Nic nie mogliśmy zrobić – będzie pewnie tłumaczył. – Rząd nie radzi sobie z pandemią, a samorządy muszą dostosować się do decyzji z z zarządu miasta, czy lokalnej tzw. totalnej opozycji nie będzie chciał w grudniu pamiętać, że wybuchu drugiej fali pandemii można było uniknąć rezygnując z organizowania marszów protestacyjnych w całej Polsce, że trafiający do szpitali coraz młodsi ludzie mieliby się całkiem dobrze, gdyby nie decyzje władz wyższych uczelni niby przypadkowo organizując godziny rektorskie w czasie trwania w Olsztynie…„Bożonarodzeniowa atmosfera wypełnia olsztyńskie Stare Miasto już od połowy grudnia. Pojawia się tu Mikołaj rodem z Laponii, renifery zza koła podbiegunowego i prawdziwe psy zaprzęgowe. A wszystko to – i dużo więcej – za sprawą Warmińskiego Jarmarku Świątecznego” – jeszcze w tym tygodniu można było (i pewnie można dalej) przeczytać na stronach Portalu Turystycznego Miasta Olsztyna Visit Olsztyn. I dalej: „Pierwszy Warmiński Jarmark Świąteczny, jako jedyny w regionie, zorganizowano tu w 2009 r. i okazał się on niemałym wydarzeniem. Od tej pory co roku na kilka grudniowych dni olsztyńska starówka staje się przestrzenią iście bajkową. Wszystko za sprawą kolorowych iluminacji i imponujących projekcji mappingowych na tutejszych kamienicach. Już przekraczając Wysoką Bramę, można przenieść się w inną rzeczywistość, pachnącą świerkami i – choć ośnieżoną – emanującą ciepłem mieniących się światełek, barwnych dekoracji oraz wesołej muzyki”. Prawda, że obiecująco?Uczciwiej byłoby jednak uprzedzić, że szans na taki jarmark nie ma obecnie wcale. Samorządy miast europejskich zrezygnowały ze swoich jarmarków już we wrześniu informując o tym opinię publiczną i nie oglądając się na swoje rządy oraz ich decyzje dotyczące ograniczeń w były to jarmarki, przy których ten warmiński, przy całej sympatii do naszych regionalnych tradycji, blednie. Najstarszy jarmark w Wielkiej Brytanii organizowany dorocznie w Lincoln został odwołany pierwszy raz od… 1982 roku. Tak samo frankfurcki kiermasz w Birmingham, który średnio przyciąga co roku ponad pięć milionów odwiedzających.– Nie możemy znaleźć sposobu, aby zagwarantować wszystkim bezpieczeństwo – informują organizatorzy dodając, ze wrześniowy termin odwołania uroczystości miał umożliwić przedsiębiorcom, którzy pojawiali się na jarmarkach, znalezienie alternatywnego sposobu na zarobienie pieniędzy w okresie przedświątecznym. Co więcej samorządy, które zdecydowały się na rezygnację z jarmarków, szukają rozwiązań, które mogą pomóc świątecznym straganiarzom. Może to będą jarmarki wirtualne? A może promocja internetowego handlu pod marką zawieszonej świątecznej atrakcji?Miasto bez gospodarzaW biznesie dobrze widziana jest gra fair play. Gra, na którą niestety nie mogą liczyć olsztyniacy. Temat jarmarku nad Łyną będzie się pewnie pojawiać w lokalnych mediach raz jako zapowiedź wydarzenia, innym razem jako sugestia, że tym razem nie mogą na niego liczyć ani przedsiębiorcy, ani mieszkańcy miasta. O tym, że 2020 rok będzie zapamiętany, jako rok bez kultywowania tej dość młodej olsztyńskiej tradycji, zostaniemy poinformowani w ostatniej chwili, co pozwoli władzom miasta zrzucić odpowiedzialność za nieporozumienia z handlarzami na barki „nie radzącego sobie rządu”.Jednak tym razem taki manewr może się nie udać. Społeczeństwo, choć wrażliwe na podszepty opozycji, ma swój rozum i doskonale widzi winnych obecnej sytuacji. Wie również, że tzw. społeczne protesty były prowadzone przez „gorące dziewczyny z opozycji”, że całe marsze strajku kobiet były niczym więcej, niż polityczną ustawką, pokazem siły, który miał się odbyć bez względu na konsekwencje, jakie poniesiemy wszyscy. Wie też, że szanse na jarmark są praktycznie żadne. I coraz lepiej widzi, że stolicy Warmii i Mazur brakuje gospodarza, który chciałby zajmować się tym pięknym miastem Pietkun
kto wiatr sieje zbiera burzę